Tekst dziennikarski od siedmiu boleści, od tętniaka też

„Dni wolne od pracy są najgorsze dla zdrowia”

Pod takim szokującym tytułem ukazał się krótki tekst w „Dzienniku Polskim” z dnia 1 października 2012 na stronie 04A, podpisany imieniem i nazwiskiem Elżbieta Borek. Można go przeczytać tutaj:

http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kraj/1242462-dni-wolne-od-pracy-sa-najgorsze-dla-zdrowia.html

Lekarze ze Szpitala Bonifratrów w Krakowie „obserwowali w sumie 530 pacjentów z pękniętym tętniakiem przez 9 lat” (cytuję tekst). Okazało się, że „ani ciśnienie, ani wszelkie zjawiska atmosferyczne, takie jak deszcz, śnieg, burze, ani fazy Księżyca nie mają żadnego wpływu na ryzyko pęknięcia tętniaka”.

Autorka tekstu przytacza słowa dr Macieja Chwały: „Największa śmiertelność zdarza się w ciągu dni wolnych od pracy. Różnica jest niebagatelna, rzędu 15 procent! Jeszcze większa jest między sobotami a poniedziałkami”. Mam poważne wątpliwości, czy rzeczywiście tak właśnie powiedział dr Maciej Chwała. I dalej: „Znacznie mniejszy wpływ na wyniki leczenia ma pogoda, a większy organizacja pracy. Dni wolne od niej są dla pacjentów najgorsze”. To ostatnie zdanie rozumiem, jest dla mnie jasne, ale mówi zgoła co innego, niż tytuł tekstu!

Sytuacja rysuje się następująco: podczas Konferencji Nowoczesnych Technik w Chirurgii Naczyń i Chirurgii Ogólnej rozpatrywano przypadki tętniaka. Zauważono wspomnianą wyżej zależność. Jak to na konferencji, dyskutowano o leczeniu i rokowaniach pacjentów z jednym, określonym typem schorzenia. Zaobserowano, że pacjenci z tętniakami umierali najczęściej w dzień wolny od pracy. Pani Elżbieta Borek uogólniła tę obserwację i wysuneła wniosek dotyczący katastrofalnego wpływu dni wolnych na zdrowie. Jakim prawem? Prawem ignoranta.

Umieszczając tytuł tekstu taki, jak wszyscy widzimy, sugeruje się Czytelnikom to, co się sugeruje – zdrowiej jest nie mieć dni wolnych od pracy. A to przecież kompletna bzdura.

Ten temat mnie porusza, ponieważ kwestię dni wolnych i odpoczynku przerabiam od wielu lat na samym sobie. Przeczytałem sporo tekstów napisanych przez profesjonalistów, których teraz nie jestem w stanie odszukać i przytoczyć. Zresztą mam dzień wolny od pracy i chciałem odpocząć (no ale to może być niebezpieczne!). Tak więc w skrócie:

To prawda, że w trakcie dni wolnych od pracy czujemy pogorszenie stanu naszego zdrowia. Jeśli kiedyś ma nas dopaść np. grypa, to dzieje się to właśnie w weekend. Jeśli czai się jakaś dolegliwość, objawi się w sobotę. Ale przyczyną nie jest dzień wolny! To nie on jest niebezpieczny dla zdrowia, tylko fakt, że za mało odpoczywamy w ogóle. Nie umiemy odpoczywać, co gorsza – wmawiamy sobie, że nie potrzebujemy odpoczynku, albo nie możemy sobie na niego pozwolić, albo na niego nie zasługujemy.

Biegamy całe dnie ledwo łapiąc oddech, czujemy na sobie presję czasu i obowiązków, która „nie pozwala” zwolnić. Skutkiem tego organizm pracuje na najwyższych obrotach, kiedy to cały zestaw hormonów (m.in. adrenalina) uśmierzając ból, wyzwala energię, dzięki której pracujemy tak naprawdę ponad siły. Ten stan organizmu jest zarezerwowany dla sytuacji ekstremalnych, ale my serwujemy go sobie na co dzień, godzina po godzinie.

Gdy nadchodzi dzień wolny, zatrzymuje się szaleńczy pęd, wypadamy z kieratu, poziom hormonów stresu spada, objawiając żałosny stan rzeczy. Choroba nie jest niczym innym jak obroną organizmu i próbą naprawienia zniszczeń. Rozrywa się najsłabsze ogniwo, a jeśli zniszczenia są zbyt duże, no to, panie dzieju….

Na koniec przykład, jak to się mówi, z życia. Mój przyjaciel prowadził spory projekt w korporacji (nie w Polsce, w kraju „Zachodnim”), pracował „do 17 godzin dziennie”. Wspomina, że gdy wysłał ostatniego maila kończącego wielomiesięczną pracę, nagle urwał mu się film. Potem, w trakcie leczenia, rehabilitacji i terapii powiedziano mu, że znalazł się na granicy życia.

Nie może być lepszego dowodu na to, że kiedy tylko nadchodzi wolne, życie staje się zagrożone.