Portret profesora

Z przyjemnością czytam o projektach fotograficznych, nad którymi fotografowie pracują tygodnie, miesiące czy lata. Na drugim biegunie są o wiele częstsze sytuacje, w których fotograf otrzymuje telefon dziś, że jutro ma wykonać zdjęcie. Lecz we współczesnych czasach to i tak pewien komfort – mieć jeden dzień na przygotowanie się.

Tak i ja otrzymałem telefon. Potrzebne jest „po prostu zdjęcie” pana profesora Władysława Pluty. Miejsce i godzina zostały już określone, „wystarczy tylko” przyjść i „trzasnąć z pięć fotek”.

Najłatwiej zacząć od internetu. Wpisuję nazwisko i dowiaduję się, że mój bohater jest profesorem w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w Katedrze Komunikacji Wizualnej. No tak – myślę sobie – mam wykonać odwzorowanie wizualne kogoś, kto komunikację wizualną ma w małym palcu. I kto jednym rzutem oka oceni, co i jak komunikuje wykonane przeze mnie zdjęcie. Nie mam czasu na wielkie przygotowania, a moją pracę muszę zmieścić między zaplanowanymi wcześniej zadaniami.

W takim przypadku to nawet szczęście, że miejsce zdjęć zostało mi wcześniej określone. Hasło limitation is stimulation ma w sobie dużo racji, a nawet jeśli nie zawsze, to przynajmniej łagodzi wyrzuty sumienia, albo i niezadowolenie producenta.

A propos producenta-zleceniodawcy – nie wolno się dać zwieść jego zapewnieniem, że chodzi o „po prostu”, „zwykłe” zdjęcie. Nikt potem nie będzie oceniał, w jakich warunkach pracował fotograf. Sprawdziłem to i ciągle sprawdzam na moim własnym przykładzie – są warunki, w których nie da się zrobić czegoś zadowalającego i najlepiej powiedzieć o tym wprost.

W tym wypadku było wiadome, że nie ma czasu na ściągnięcie np. sprzętu studyjnego. W stylowej sali, do której zostałem zaproszony, nie ma np. kawałka ściany, od której można odbić i rozproszyć światło z małej lampy błyskowej. Nie liczyłem też na pomoc trzeciej osoby np. w trzymaniu blendy. Będąc pół godziny wcześniej znalazłem trzy miejsca, w których zaplanowałem ujęcia. Zdjęcia docelowo miały być czarno-białe, więc pomieszanie barwy światła dziennego oraz sztucznego nie było problemem. Załączam jedno zdjęcie, zrobione naprzeciwko okna, po odsunięciu ciężkiej zasłony.

Oddzielnym tematem jest praca nad atmosferą i kontakt emocjonalny z osobą fotografowaną. Pan profesor nie wyróżnia się zewnętrznie czymś szczególnym, lecz wystarczy rzucić okiem na zakres jego pracy by zorientować się, że to zewnętrzne wrażenie jest mylące. Jednocześnie jest niezwykle serdecznym, przystępnym i wesołym człowiekiem. Po pierwszym kontakcie, który zwykle polega na przełamaniu pewnego stresu i tremy, ukazała mi się postać, którą mógłbym opisać słowem „przyjaciel”. Zaczęliśmy rozmowę na temat fotografii, grafiki, plakatu. Nowe wątki powstawały jeden po drugim i gdyby nie ograniczenia w czasie, spędzilibyśmy razem kilka godzin. A ja w tym czasie myślałem, że przecież mam zrobić zdjęcie profesora, nie przyjaciela.

Portret to niekończące się zadanie, bo człowiek sam podlega ciągłym zmianom, a cóż dopiero próba dotarcia do niego np. przez fotografię. Mój drugi portret na pewno nie byłby taki sam.

Władysław Pluta, profesor Akademii Szuk Pięknych w Krakowie