Dziennik Polski z dnia 21 września 2012 na stronie C4 publikuje rozmowę z Ryszardem Horowitzem. Właśnie skończyłem ją czytać. Uwagę zasługuje tytuł napisany dużymi literami „Świat jest zarzygany fotografiami”…..
Sławny fotografik:
Jest coraz gorzej: pojawia się coraz więcej złej fotografii, w ogóle coraz więcej fotografii – w środkach przekazu, na Facebooku itp., gdzie każdy może sobie wstawić tyle zdjęć, ile chce, i puszcza to w świat. Świat jest cały zarzygany tymi fotografiami, aż nie można na to patrzeć.
Próbując zrozumieć co Mistrz miał na myśli, dochodzę do wniosku, że należałoby w jakiś sposób ograniczyć zalew wymiocin. Może za pomocą ustawodawstwa, z odpowiednimi aktami wykonawczymi i komisją kontrolującą. Na starcie użytkownik Facebooka powinien móc zamieścić np. jedno zdjęcie na tydzień. Wtedy z pewnością zastanowiłby się poważnie nad tym, które wybrać. Również powinniśmy pomyśleć o tym, by w prasie codziennej i tygodnikach ograniczyć liczbę zdjęć. Stymulowalibyśmy wtedy wyobraźnię czytelników, dokładnie tak jak pięćdziesiąt, sto lat temu, a w niektórych przypadkach nawet tak, jak przed wynalezieniem fotografii. Kiedy to wyobraźnia ludzi nie miała sobie równych.
W ten sposób, dopuszczając już jakieś zdjęcie do druku, mielibyśmy pewność, że jest ono co najmniej świetne, jeśli nie wybitne lub nawet genialne. Ograniczenia na forach internetowych, facebooku, google+ i tak dalej sprawiłyby, że świadomość fotograficzna społeczeństwa szybko zaczęłaby się podnosić. Najlepiej, by było jak dawniej – aparat fotograficzny jeden na trzy rodziny, żeby musiały od siebie pożyczać, następnie stop fotografiom z komórek, tabletów. Rozwiązaniem byłby też np. liczniki w cyfrówkach-głuptakach, pozwalające robić co najwyżej jedno zdjęcie na dwadzieścia pięć minut.
Dziwię się tylko Małgorzacie Mrowiec, rozmówczyni Ryszarda Horowitza, a może Redakcji – że z całej ciekawej rozmowy o bogatych doświadczeniach Fotografika wyrwano to właśnie demagogiczne zdanie, by umieścić je w tytule. Bo ta powierzchowna analiza współczesności nie przynosi splendoru nikomu – ani Artyście ani Dziennikowi. W zasadzie to się nie dziwię, przecież uwagę czytelników trzeba czymś przyciągnąć; czymś, co powinno brzmieć niezwykle, np. choć trochę drastyczne. Takie czasy! Skoro rzyganie fotografiami to i haftowanie w tytułach.
Kończę z niesmakiem.