Żegnaj Aperture, przechodzę na Lightroom

Fotograf dla fotografów

W środowisku osób zajmujących się fotografią trwa od jakiegoś czasu dyskusja nad wyborem dwóch programów – Aperture oraz Lightroom. Trudność w wyborze polega na tym, że obydwa posiadają ten sam profil i bardzo podobne funkcje. Czasem można odnieść wrażenie, że dyskusje użytkowników mają charakter „polityczny” – Aperture to produkt firmy Apple, przeznaczony tylko na komputery Macintosh. Lightroom natomiast powstał w firmie Adobe, pracuje w środowisku Windows jak i Mac OS.

Nie będę porównywał funkcji tych dwóch programów. Napiszę, dlaczego zdecydowałem się na zmianę jednego z nich na drugi. Zdecydowałem się, choć wiem, że będzie mnie to kosztowało dużo pracy. Jednak jestem przekonany, że suma sumarum zaoszczędzę jeszcze więcej mojego wysiłku i nerwów.

Dlaczego?

Po sześciu latach pracy z programem Aperture żegnam się z nim z lekką nostalgią, ale bez żalu. Dlaczego zmieniam program, w którym zarządzam, jak do tej pory, ponad sto tysięcy zdjęć? Czarę rozczarowania przepełnił fakt, że po ostatniej aktualizacji, do wersji 3.4.5, która została przeprowadzona na nowym komputerze z najnowszym systemem Mac OS 10.8.4, przestał działać panel, w którym mogę ustawiać skróty klawiszowe dla funkcji. Po prostu – klikam na opcję w menu „Customize…”, a brak jakiejkolwiek reakcji programu.

Tamtego wieczora miałem przed sobą tysiąc sześćset zdjęć do przeglądnięcia, z których wybrałem około czterystu, a które wymagały większych lub mniejszych korekt. Przy takiej ilości przełączanie się pomiędzy pędzlami (dodge, burn, retouch, smooth) za pomocą myszy – to nie jest poważna praca. Trwa dwa razy dłużej i zabiera dwa razy więcej uwagi.

Pomyślałem, że Apple nie traktuje mnie poważnie. Po raz drugi pomyślałem tak, kiedy przy zapisie danych IPTC do plików zdjęć, w Aperture Library, program Aperture tak po prostu się zawieszał, to znaczy – niespodziewanie kończył pracę, nie wykonując jej, rzecz jasna, do końca. Co gorsza, nie wiedziałem, do których plików zdążył zapisać dane IPTC, a do których nie.  Po czterech, pięciu godzinach pracy programu stałem dalej w punkcie początkowym.

Decyzja nie pod wpływem chwili

Rok temu roku zacząłem przeglądać strony internetowe z porównaniami Aperture i Lightroom. Wiedziałem, że Aperture wymaga o wiele zasobów komputera, ale wtedy jeszcze nie widziałem wielkiej potrzeby zmiany. Z drugiej strony co jakiś czas ponawiały się problemy z Aperture, i to głównie po kolejnych aktualizacjach programu. Np. program nie uaktualniał plików po obróbce w zewnętrznym edytorze. Albo nie kasował plików na karcie pamięci, po imporcie, choć zapewniał, że to zrobił.

Te mankamenty dało się jeszcze znieść. Przerażała mnie perspektywa przejścia z jednej platformy na drugą, bo przecież w Aperture miałem zamknięte wszystkie korekcje plików RAW, a także opisy IPTC wraz ze słowami kluczowymi. To ogrom włożonej pracy na przestrzeni lat. Pomógł mi jednak artykuł Moving from Aperture to Lightroom, który napisał John Beardsworth. Oglądnąłem też kilka filmów instruktażowych o Lightroom, np. Getting Started with Lightroom 5. Ten film Import – Moving Folders Around After the Fact pokazał mi, w jak prosty sposób kontrolować to, co dzieje się z plikami źródłowymi na wielu dyskach. Tego nie ma w Aperture.

Jestem po pierwszym imporcie pierwszej części mojego archiwum z Aperture. I jestem zachwycony łatwością, z jaką można zarządzać zdjęciami w Lightroom, na poziomie fizycznych katalogów na dysku jak i katalogami wewnętrznymi w samym programie (Collections). Jestem zachwycony tym, że np. efekty działania pędzli można w pełni kontrolować po ich zastosowaniu. Tym, że przy eksporcie można wybrać, które Metadata zapisać wraz z plikiem (a nie tak po prostu – wszystko albo nic, jak w Aperture). Można w pełni zarządzać wszelkimi kopiami zapasowymi, mając jednocześnie dostęp do oryginalnych plików zdjęć.

Kolejny przykład amatorskiego nieodpowiedzialnego zachowania Aperture, dosłownie sprzed chwili: mam pliki zdjęć (masters, originals) przechowywane w wewnętrznej bazie Aperture. Dokonuję operacji „Relocate maters” (lub „Relocate Original…”) i zapisuję je na dysku. Potem dokonuję operacji odwrotnej – „Consolidate masters” (original), by znów zapisać je w bazie Aperture. Po wykonaniu tych dwóch poleceń pozostają…. trzy pliki wideo, których program nie przeniósł do wewnętrznej bazy. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Dlaczego mnie nie ostrzegł, że pewne pliki nie zostały przeniesione? To niepoważne. A to oznacza, że muszę skrupulatnie kontrolować to, co robi Aperture, bo zaufanie mu to prosta droga do utraty plików. Tak nie robi profesjonalne oprogramowanie.

Doświadczenie i solidność

Przypomina mi się Adobe Photoshop, który od wielu lat używam, najpierw na Windows, teraz na Mac OS. Zadałem sobie pytanie, czy ten program kiedykolwiek powiedział mi „sorry, muszę nagle skończyć”…? Nie pamiętam tego. Czy jakakolwiek jego funkcja tak po prostu nie działała? Czy zrobił coś niespodziewanego z moimi plikami (co zdarza się Aperture)? Nie pamiętam. Dlatego mam nadzieję, że skończy się moja niepewność w pracy ze zdjęciami teraz, po przejściu na Adobe Lightroom.

Jeśli ktokolwiek zastanawia się nad porównaniem tych dwóch programów, napiszę krótko: Aperture to coś pomiędzy zabawką a profesjonalnym programem. Lecz stanowczo nie polecam go profesjonalistom. Ja potrzebuję pracować nad zdjęciami, a nie przesiadywać co jakiś czas na forach użytkowników w poszukiwaniu rozwiązań kolejnych problemów. Nie chcę szukać plików, które gdzieś się zapodziały. Nie chcę drżeć z obawy, czy po kilku godzinach program nie powie mi „sorry”.

Fotografią zajmuję się profesjonalnie od 2001 roku, fotografuję spektakle teatralne, wykonuję zdjęcia na potrzeby marketingu i reklamy, projektuję plakaty, przyjmuję zlecenia reporterskie, realizuję własne projekty twórcze. Piszę felietony, opowiadania. Realizuję krótkie filmy.