Jest 26 października 2008 roku. Profesor Zbigniew Łagocki prowadzi zajęcia w Muzeum Historii Fotografii w Krakowie. Powiedział wtedy mniej więcej:
Widziałem młodych ludzi, którzy po dwóch, trzech latach studiów rysunku potrafili niesamowicie rysować. Ale to się nie zdarza w fotografii. Ona wymaga ona dojrzałości [życia]. Rozwijający się fotograf potrzebuje więcej czasu, by zacząć tworzyć dobre zdjęcia. Musi więcej wiedzieć o świecie, z różnych dziedzin, musi patrzeć szeroko.
Przypomniałem sobie te słowa. Może dlatego, żeby usprawiedliwić, że ostatnio wróciłem do gry na pianinie – na tyle, aby wczoraj wieczorem móc zagrać koncert. Nie przestając być fotografem, przez ostatnie tygodnie, przygotowywałem się do wspólnego recitalu z Pawłem Kupskim. To było nie tylko ćwiczenie na pianinie, ale także nastrajanie, branie przykładu, ładowanie się muzyką wykonywaną przez wirtuozów jazzu takich jak Chick Corea, Keith Jarret, Stefano Bollani, czy Shirley Horn.
Próbując „wyjść z siebie” i popatrzeć „na samego siebie”, nie wiem, jaki wyciągnąć wniosek. Człowiek jest konstelacją cech, które sam próbuje w sobie poznać. Co nas popycha do takiego lub innego działania? Czy nie lepiej byłoby zająć się czymś jednym, zamiast próbować tego i owego, nie będąc, być może, specjalistą w niczym? A może jest w tym jakiś inny sens, jakieś dążenie do ogarnięcia całości, która dopiero zaczyna się wyłaniać z mgły nieświadomości?