Od kiedy przeczytałem tekst:
nie daje mi spokoju pewne pytanie. Tekst jest świetny, bardzo potrzebny, pojawiajacy się w odpowiednim czasie. Pewnie nie jest idealny i kto chce, może się do tego lub owego przyczepić. Kiedy trudno znaleźć, czego się czepić, a bardzo się ma ochotę czepić, najprostsze – czepić się autora, jak to uczynili niektórzy z komentatorów.
Wracając do pytania, które nie daje mi spokoju: jak przełożyć ten tekst na język prosty – taki, aby mógł trafić do przeciętnego człowieka. Zauważmy, że oprócz „przeciętnych” ludzi, są jeszcze tacy poniżej przeciętnej, z spodziewam się, że to właśnie im przydała by się istotna treść, przesłanie tego tekstu.
Niestety, z badań wynika, że niewielka część społeczeństwa czyta ze zrozumieniem. Czyta ze zrozumieniem tekst w gazecie codziennej. Zaś skomplikowanie tekstu wzrasta np. w przypadku tygodników, magazynów (np. „Magazynu” Gazety Wyborczej). Przypadek prof. Sztompki lokuje się na szczycie tekstów poruszających tematy abstrakcyjne, a do takich należy szacunek. Szacunku nie można zobaczyć, dotknąć, zamknąć w szklanej gablocie i pokazywać uczniom – patrzcie, tak wygląda. Obawiam się więc, że jeśli jakiś przeciętny obywatel podejmie wysiłek przebrnięcia przez te godne zgłębiania stwierdzenia nt. szacunku, to, być może, zrozumie co najwyżej zacytowaną tam wypowiedź „spieprzaj dziadu”.
Dochodzimy więc do paradoksu. Znikoma część czytelników dotrze do teksty prof. Sztopki, a jeszcze mniejsza ma szansę go zrozumieć. A bądą to najprawdopodobniej ci, którzy już sami doceniają wartość szacunku. Zaś ci, którzy tego nie rozumieją, pozostaną w swoim niezrozumieniu. I tych będzie przytłaczająca większość.
Istnieje zatem potrzeba przekładania idei na język prosty, dostępny, bliski praktyki. Na tym polega geniusz nauczycielski i pedagogiczny. I właśnie dlatego tak niewielu jest świetnych nauczycieli.