Co słychać? – Facebook nie daje mi spokoju. No dobrze, wyrażę coś, co właśnie widzę. Ale wyrażę to tutaj, gdyż w tym miejscu pozostaję dysponentem mojej treści, wiem jak ją później znaleźć, nie podlega ona sortowaniu przez nieznane mi mechanizmy korporacji.
Niezwykle silny jest mechanizm w człowieku domagający się NATYCHMIASTOWEJ oceny. Chodzi o ocenę wszystkiego – tego co się robi, co robią inni, świata w ogóle – dokonywaną w definitywnym systemie „dobre -złe”, nie pozostawiającym czasu ani miejsca na głębszą refleksję, zastanowienie. Może wynika to z naszego świata, w którym wskaźniki, procenty, a ostatnio „lajki”, otrzymywane w ciągu zaledwie kilku godzin, przejmują rolę wartościowania zupełnie wszystkiego.
Mój dziewięcioletni syn, ni stąd z zowąd, zaczął rysować. Lecz od samej przyjemności rysowania ważniejsze jest dla niego to, czy obrazek jest „dobry”. Chce, żebym ocenił, a od mojej opinii zależy jego nastrój (zadowolenie lub rozpacz) oraz losy jego dalszego rysowania.
Gdyby tak słowa oceny zamienić na inne określenia – np. to jest ciekawe, zastanawiające? Czy to nie katastroficzne, że po mojej opinii „no nie za dobre” chłopak rzuci ołówek i podrze kartkę? Dlaczego ta wewnętrzna chęć jest tak krucha? Co spowodowało ten stan?