Niedawno miałem tydzień, w czasie którego nie wziąłem aparatu do ręki. Ale zdjęcia widziałem, oczywiście, tyle tylko, że archiwalne. Przeglądam archiwum, opisuję, kopiuję, kataloguję. Ostatecznie żegnam się z nagrywaniem płyt DVD, wszystko będzie na dysku twardym.
Dzięki temu dostrzegam też, jak zmienił się świat. Takiego woźnicy ja ten nie spotka się już na Rynku w Krakowie.
Nieuniknione pojawiają się refleksje nad moim fotografowaniem. O tym, że kiedyś było bardziej spontaniczne i beztroskie, bez takiej kalkulacji jak dziś: do czego mi się to przyda, czego to będzie częścią, czy warto… Że zdjęcia robiłem często ciekawe, ale jeszcze częściej – nie wiedziałem o tym, nie wiedziałem dlaczego. Jednocześnie z odkrywaniem świata i samego siebie jakby znikała aura tajemniczości, która podnieca i porywa do chwytania za aparat.
Teraz piszę na blogu dlatego, że po uaktualnieniu systemu komputera program, w którym zamknięte są te moje fotografie, przestał działać. Aktualizuję więc dalej – system, program i co jeszcze trzeba. Na ekranie komunikat – przechodząc z wersji 3.2.1 do wersji 3.2.2 mam być świadomy, że drogi powrotnej nie ma. Starsza wersja programu nie odczyta uaktualnionej bazy danych zdjęć. Nie mam wyboru – muszą brnąć naprzód. Dokąd? Brnąć opanowując jednocześnie niepokój: jak bardzo jestem uzależniony od tego serwera wielkiej firmy, który jest nie wiadomo gdzie, a bez którego mógłbym wszystko od razu wrzucić do kosza i wyjść z domu – na pierwszy wolny spacer od kilku lat.