Wracając autobusem po pracy do domu (kilkadziesiąt kilometrów), a jeszcze idąc na dworzec – jakaś siła pchała mnie do aparatu. Fantastyczne, kiedy można fotografować kompletnie co się chce i jak się chce – bez żadnego narzuconego szablonu, wymagań, oczekiwań. Radosna twórczość! „Cóż w tym szczególnego” – ktoś powie. I właśnie o to chodzi – że nic. Wreszcie chodzi o to, żeby zrobić coś „nic szczególnego”. Nawet nie próbując wyzwalać się z własnych schematów, nie odkrywać niczego, nie próbować „wyłączać myślenia”, ani go „włączać”.
To, co mnie pociąga, to szczególny nastrój związany z podróżowaniem busem, szczególnie zimą. Swiat zupełnie inny niż ten w MPK, nie porównując już zupełnie np. do samochodu. Nastrój krakowskiego „Regionalnego Dworca Autobusowego”, jego dolnej, ponurej platformy, gdzie czuć się można jak pod betonową zaporą wodną, tworzą nie tylko obrazy, ale i odgłos parkujących pojazdów odbijający się echem od ścian. Ludzie, tkwiący w autobusie, w półmroku. Samotni – jakby zmartwiali. W towarzystwie – rozgadani.
Nie wiem, czy do czegoś użyję tych zdjęć. Może kiedyś do zestawu Samotność w tłumie.