Ciekawy fragment o zazdrości w kontekście obrazu, reklamy i… człowieka oczywiście (nie mówiąc o fotografii :-))
Bycie kimś godnym zazdrości jest formą samopotwierdzenia się jednostki. Ściśle zależy od tego, by nie dzielić swojego doświadczenia z tymi, którzy mają ci zazdrościć. Jesteś celem ich zaciekawionych spojrzeń, sam jednak nie zwracasz na nikogo uwagi – gdybyś to robił, natychmiast stałbyś się mniej godny zazdrości. Pod tym względem osoby, którym się zazdrości, przypominają urzędników: im bardziej są bezosobowe, tym większy wydaje się – a iluzji tej ulegają zarówno one same, jak i inni – zakres ich władzy. Ich siła tkwi w ich domniemanym szczęściu, podobnie jak siła biurokraty w jego domniemanym autorytecie. Tu leży przyczyna owego nieskoncentrowanego na niczym, nieobecnego spojrzenia postaci uosabiających blichtr, występujących w obrazach reklamowych. Patrzą one ponad zazdrosnymi spojrzeniami widzów, znajdując w nich samopotwierdzenie.
Berger pisze dalej, że reklama wzbudza dysonans pomiędzy stanem obecnym człowieka a tym, który chciałby osiągnąć poprzez skorzystanie z reklamowanego produktu. To jest wręcz zazdrość do samego siebie – takiego, jakim byśmy byli, gdybyśmy kupili to, co oferuje reklama. Ogrom ludzi wiedzie życie podporządkowane uczuciu zazdrości, a nie mogąc jej zaspokoić – również uczuciu bezsilności. Zniwelować ten dysonans można „działaniem lub codziennym doświadczeniem”, ale jeśli to się nie udaje, to jednostka ucieka w… marzenia, „olśniewające syn na jawie”.
Dlatego właśnie reklama ciągle działa – również wobec tych, którzy nie mają szans na skorzystanie z prezentowanej oferty.