Witam Pana Piotra!
Dzięki ze ten kursik. Imponuje mi Pan swoim profesjonalizmem. W pkt. 1 porusza Pan linie wizji teatru, zleceniodawcy, a gdzie w tym wszystkim styl artysty fotografa? Na jakie kompromisy jest Pan w stanie pójść, a gdzie jest granica, której Pan nie przekroczy (wyłączamy tutaj z rozważań gażę)?
Serdecznosci
Elik
Dziękuję za wpis i miłe słowa!
Spróbuję odpowiedzieć na pytania. Gdzie jest miejsce na styl artysty fotografa? Wbrew pozorom nie zostaje go tak mało. To kompozycja kadru i oświetlenie – sprawy niebagatelne. Pozostaje również moment naciśnięcia spustu, a on jest wynikiem tego, co widzi, albo chce widzieć fotograf. Fotografowie portreciści są świadomi tego, jak bardzo zmienia się twarz człowieka w zależności nie tylko od kąta patrzenia obiektywu i oświetlenia, ale również – w ułamkach sekund jak różne mogą być napięcia mięśni twarzy, jak najróżniejszy jej nastrój, wyraz. Zaś te ostatnie zależą od atmosfery sesji, którą tworzy ostatecznie właśnie fotograf. To jego sposób nawiązania kontaktu z modelem tworzy portret, bo na samym końcu tego łańcucha marketingowo-reżyserskiego, kostiumowego i oświetleniowego pozostaje w końcu tylko model oraz fotograf, sam na sam, choćby nie wiadomo ile osób uczestniczyło w sesji.
Stąd kluczowa jest wrażliwość fotografa na ludzi w ogóle. W trakcie sesji powstaje pewna intymna linia i wtedy jest szansa na ciekawe, „głębsze” zdjęcie. Uważam, że aparat tylko rejestruje tę linię porozumienia.
W każdej sesji, przy wydawało by się najbardziej banalnym zdjęciu, walczę o to, aby pozostał mój „odcisk”. Czasem oczekiwania zleceniodawcy są jak najbardziej banalne, nic dziwnego, bo reklama często ma dotrzeć do szerokich mas. Ale wierzę, że nawet w pozornie banalnym zdjęciu można zawrzeć „coś”, co przyciągnie uwagę bardziej zaawansowanego miłośnika fotografii.
Czy jest granica, której nie przekroczę? Tak, choć trudno ją wyznaczyć słowami. Po prostu nie naciskam spustu, kiedy nie akceptuję tego, co widzę. Drugi etap weryfikacji następuje przy selekcji zdjęć. Nigdy nie oddaję wszystkich zdjęć, które zrobiłem, bez choćby wstępnej selekcji. Warto pamiętać o zasadzie – lepiej mniej niż więcej.
Bardzo źle znoszę sztuczność, która jest pozowana na naturalność. Nie akceptuję „zmyłek”, wpuszczania widza w maliny, zresztą to zawsze obraca się przeciwko temu, kto takie metody stosuje.