Jeśli brzmi to jak pożegnanie, to raczej nie o to chodzi. Choć jednak coś w tym jest. Wraz ze zmianą ramówki strony internetowej TOKFM skończyła się pewna epoka, jest więc niezła okazja do spojrzenia z perspektywy i… podziękowań.
Wspominam z uśmiechem moment, w którym zobaczyłem dwa moje wpisy z bloga razem na czołówce strony TOKFM. Było to przyjemne, przyznaję. Było też coś fantastycznego w tym, że bloggerzy mogli czuć się współtwórcami portalu niemal na równi z redakcją. Ten okres minął, chyba bezpowrotnie, ale na co się załapałem, to moje.
Portal TOKFM to dla mnie (był, chyba był) kolejny etap w poszukiwaniu siebie. Choć najprawdopodobniej połowę życia mam już za sobą, to „poszukiwanie” wydaje się nieodłączną częścią mojego „ja”. Zaś druga część to „zdziwienie”.
Patrząc na ten świat odnoszę wrażenie, że można dziwić się bez końca – dziwić się temu, co spotykam po raz pierwszy, ale i temu, co powraca – nieodwołalnie, jakby wychylało się zza kurtyny niepamięci, która powinna być pamięcią, ale nią nie jest. Dziwić się można, że powtarzają się te same elementy ludzkiej natury, choć w zmienionym przebraniu, nawet jeśli niewiele zmienionym. A widzowie klaszczą na nowej „premierze”, choć z grają w niej ci sami aktorzy, tylko grzywki zaczesują inaczej. Na tym polega np. nieśmiertelna magia fars, przyciągających do teatrów tłumy, a przecież ich akcja tak naprawdę wcale nie jest dla nikogo zaskoczniem.
Tak więc publicystą traktującym o polityce nie będę, bo musiałbym pisać mniej więcej to samo, tylko zmieniać nazwiska. A to nudne. Dziwię się (znów), a nawet fascynuje mnie, jak koledzy bloggerzy potrafią tak ciągle, raz za razem – kolejną aferkę – na warsztat, obrabiać, i wypuszczać, brać następną, obrabiać, i tak dalej.
Wraz z poszukiwaniem i odnajdywaniem siebie rośnie zaufanie, pewność tego, kim jestem, co tak naprawdę potrafię, na czym mogę się oprzeć. TOKFM, pomogliście mi w tym. Choć nie wiadomo do końca, którędy prowadzą wydarzenia i jak splatają się zależności, to jest coś na rzeczy – mój blog ma wspólne punkty z moimi osiągnięciami i radościami. Jedną z nich opracowanie muzyczne spektaklu Pokój na godziny w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. Inną – zdjęcie do sztuki Jacka Chmielnika, które załączam poniżej.
Jestem na etapie rozgryzania Twittera, a piszę o tym dlatego, aby znów nawiązać do TOKFM, a konkretniej – idei porozumiewania się. Odczułem silnie fakt, że kształtują mnie przede wszystkim kontakty z innymi ludźmi – odnajdywanie w nich podobieństw i różnic, oraz konieczność zajęcia stanowiska. Jest to fascynująca przygoda, która, być może, nigdy się nie skończy.
Długo zastanawiałem się, czego uczyć moje dzieci – co jest najbardziej uniwersalne i da im największe szanse na przeżycie. Dziś nie mam wątpliwości, że chodzi o komunikację. Obserwuję ludzi. Jedni nie są w stanie zakomunikować swoich potrzeb czy poglądów – nie umieją, są zastraszeni albo wątpią w tego sens. Inni komunikują agresywnie, nie pozostawiając miejsca na dyskusję. Jedni i drudzy bywają zapatrzeni we własne racje, niezdolni do spojrzenia z innego punktu widzenia. Ciekawe i znów dziwić się można, jak trudno dojść do rzeczy prostej, tej „oczywistej oczywistości” (to mój ulubiony zwrot Prezesa). Że szczęście mnie samego jest związane ze szczęściem człowieka żyjącego obok.
Może poruszam się w utopijnym świecie, jak kiedyś zasugerował mi jeden z komentatorów. Jeśli jednak teoria światów równoległych ma w sobie coś z prawdy, (a ma na pewno, jeśli nie w sensie fizycznym, to przynajmniej psychologicznym), to ja wybieram już teraz – ten lepszy świat.