Oto film dokumentalny z Henri Cartier-Bressonem. O ile można jeszcze zrozumieć, że w trakcie filmu dokonywana jest analiza dzieła malarskiego (Jacques-Louis David Madame Récamier), to co z fotografią ma wspólnego muzyka i lekcje wiolonczeli?
Oczywiście pytanie jest podchwytliwe i retoryczne zarazem. Tym, którzy znają odpowiedź, nie muszę jej pisać, tym, którzy jej nie znają, moja odpowiedź niewiele pomoże. Po prostu polecam film. A oto dwa cytaty:
Na zdjęciach z pogrzebu aktora Kamuki w 1965 roku twarze zdradzają napięcie jak u Caravaggio czy Dreyera. Ci ludzie są zamknięci w sobie, naturalni. Nie zdają sobie sprawy z tego, że Bresson ich fotografuje. Kiedy fotografowany czuje, że ktoś mu się przygląda, zaczyna pozować, przybiera maskę, traci spontaniczność. Dlatego Bresson farbuje na czarno błyszczące części swojej Laiki, by nie zdradzał go ich odblask. Jednak jak to możliwe, że pozostał niezauważony stojąc przecież pomiędzy przyjaciółmi zmarłego aktora? Ktoś powie, że po prostu byli tak bardzo pogrążeni w swoim bólu, że nie zauważyli fotografa. Lecz smutek często sprawia, że ludzie są przewrażliwienie i podenerwowani. Na pogrzebie trudno ukryć się komuś, kto jest obcy. Wydaje się, że Henri stał się niewidzialny ponieważ pomiędzy ludźmi w żałobie on również czuł ból. Nie z powodu śmierci tej osoby, co mogłoby zostać zauważone, ale ból wynikający ze współczucia, taki, który sprawia, że ludzie wycofują się w siebie, i dlatego stają się nieobecni.
Pytanie do Henri Cartier Bressona:
– Czy można nauczyć patrzeć?
I jego odpowiedź:
– A czy można nauczyć seksu? (…) To co się liczy, to miłość. Nie miłość fizyczna, ale po prostu miłość.