Rumuni posługują się walutą euro już od wielu lat. Ceny samochodów, mieszkań, domów są podawane wyłącznie w euro. Zarządca bloku opowiada mi o pięciopokojowym mieszkaniu, które stoi puste do sprzedaży. Ośmioosobowa rodzina przeniosła się do Austrii. Cena mieszkania – siedemdziesiąt tysięcy euro. Ale zarządca jest moim dobrym znajomym, więc od razu dodaje, że gdyby znalazł się kupiec za sześćdziesiąt pięć tysięcy, albo sześćdziesiąt, to sprzedaż nie jest wykluczona.
Na ulicach nierzadko można zobaczyć samochód z kartką „de vânzare”, czyli „na sprzedaż”. Ceny podane są tylko w euro. Lecz nie tylko rzeczy o wysokiej wartości wyceniane są w tej walucie. Normą jest, że abonamenty telefonii komórkowej, telewizji kablowej są wyceniane w euro – zupełnie oficjalnie, w ofercie, na stronach internetowych, w reklamie.
Wygląda na to, że Rumunii są przyzwyczajeni i przygotowani do posługiwania się europejską walutą o wiele lepiej niż Polacy. Nie tylko handlowcy, biznesmeni czy intelektualiści, ale zwykli przeciętni ludzie posługują się kwotami w euro zupełnie swobodnie, bez najmniejszego zdziwienia czy trudności.