Rumunia, Bukareszt. Szeroką aleją – Bulevardul Unirii (Bulwar Jedności) – z wysokimi, ciągnącymi się daleko apartamentowcami, z wysokimi drzewami i deptakiem pośrodku – zbliżamy się do wielkiego placu i bielącego się nad nim budynku. To Casa Poporului – Pałac Ludowy. Okala go szeroki, przestrzenny ogród, ze wznoszącymi się nieznacznie terasami. Podobno można po nim pospacerować. Jednak jak się tam dostać? Na środku muru, na wprost, widać zamurowane niegdyś przejście. Brak jakiejkolwiek wskazówki.
Wybieramy kierunek w lewo. W upale lata promienie słońca odbijają się od jasnych płyt chodnika i białych kamieni muru. Po około dwustu metrach dochodzimy do narożnika. Tam – uchylona brama, a obok niej wąskie, nieczynne okienka wartowni. W cieniu stoi strażnik, żołnierz, w białej koszuli i czapce z białym otokiem. Jest wpatrzony w ekran telefonu. Lecz obowiązek każe mu na nas spojrzeć, choćby przelotnie. Jednak kiedy tylko słyszy pytanie „czy możemy wejść”, nagłe dźwięki dobiegające ze smartfona natychmiast odwracają jego uwagę i prawie pogrąża się w wirtualnym, tajemniczym dla nas świecie. Jego postać zdradza dwie, walczące w nim siły. W końcu dochodzi do kompromisu, nie odwracając wzroku od ekranu pokazuje nam ręką i mówi, że trzeba podejść od drugiej strony.
Wracamy więc, mając przed sobą tym razem półkilometrową drogę. Pałac Ludu to siedziba parlamentu, to również jeden z największych budynków na świecie. Nic dziwnego, że jest dobrze strzeżony, z pewnością. Podejrzewamy, że napotkany strażnik odbywał właśnie szkolenie za pomocą aplikacji w smartfonie, stworzonej przez siły obronne państwa i zalecanej wszystkim funkcjonariuszom kontrwywiadu, w wolnych chwilach.