Wiesiek nie przestawał myśleć o tamtej dziewczynie. To nie był pierwszy raz, kiedy myślał o dziewczynie, ale rzadko zdarzało mu się myśleć o właśnie takiej, w taki sposób, i tak długo.
Było to na Rondzie Ofiar Katynia. W sumie można powiedzieć, że tam się kończy Kraków. Tak praktycznie się kończy. Autobusy jadąc ulicą Josepha Conrada skręcają w Armii Krajowej, jakby nawracały. Bo dalej jadą głównie te z numerami powyżej 200. Tuż za rondem ludzie, jak mrówki, wysypują się z miejskich autobusów i sobie wiadomą trasą idą na drugą stronę, potem czekają na podmiejskie. I na małe, międzymiastowe busy, jadące w stronę Krzeszowic.
Dziewczyna, która wysiadła, miała podkręcone rzęsy. I to była jedyna rzecz, która zasługiwała na uwagę. No może jeszcze to, że miała t-shirt i czarne dresowe spodnie. W tym samym kolorze, dwie części garderoby (to słowo zdawało się Wieśkowi na wyrost) opinały jej szeroką postać, duże biodra i wielkie uda, talię, która wylewała się na boki. Kiedy dotarła na drugą stronę ulicy, stanęła i czekała na przystanku. Wiesiek jeszcze na nią spojrzał, chciał zobaczyć te podkręcone rzęsy. Dziewczyna, może siedemnastoletnia, przed swoją szeroką, kwadratową buzię, podniosła smartfon. Fatalny, przeraźliwy wyraz twarzy, pomyślał Wiesiek, i nie mógł oderwać od niej oczu.
Udając, że chce coś przeczytać z rozkładu jazdy, podszedł bliżej i rzucając okiem na ekran telefonu zobaczył wyraźnie jedno słowo: „spierdalaj”. Chwilę potem, wodząc wzrokiem między godzinami odjazdów, które wcale go nie interesowały, Wiesiek zastanawiał się, kto kazał dziewczynie „spierdalać” i dlaczego. Wiesiek nawet był pewien, że dziewczyna zaraz odpowie tym samym. Ale popatrzył na jej zdechłe oczy i już wiedział , że ona nie odpowie.
Za miękka jest, pomyślał Wiesiek. Jak tamten jej pisze „spierdalaj”, to niech sam spierdala. Łatwo się mówi, pomyślała dziewczyna, jak mu odpiszę „spierdalaj”, to naprawdę spierdoli. Może nie lubi podkręcanych rzęs, pomyślał Wiesiek. Do dupy są te rzęsy, jak cała reszta, pomyślała dziewczyna. Tylko nie myśl, że wszystko masz do dupy, zastrzegł Wiesiek. Jakbym miała kasę, zrobiłabym się jak Aśka, i wtedy napisałabym mu „spierdalaj”, jeszcze by przyszedł przepraszać. Rzęsy na początek mogą być, pomyślał Wiesiek. I wtedy ruszył w stronę dziewczyny, żeby jej to powiedzieć, zrobił krok, odruchowo, nie wiadomo po co, sam się zdziwił, choć coś wewnątrz próbowało go przestrzec – po co ci to? Lecz zorientował się, że jej nie ma.
Pięćdziesiąt metrów dalej rozpędzał się ciężko zdezelowany bus, zostawiając za sobą chmurę niebieskiego dymu.