Zcukrzykówwstanie

Dzień jak co dzień, ruch w przychodni, ósma trzydzieści, a już kilku pacjentów, bo zamiast na konkretne godziny, przychodzą, kiedy im się podoba. U pielęgniarki, w dyżurce obok gabinetu, zadzwonił telefon. Męski głos poprosił doktor Annę.
– Pani doktor! – usłyszała w słuchawce – coś się stało, coś niezwykłego!
Rozpoznała swojego pacjenta.
– Proszę się uspokoić i powiedzieć, o co chodzi – odpowiedziała rzeczowym tonem.
– Chodzi o to, pani doktor, że już nie muszę… że nie potrzebuję… insuliny.
– Aha… panie Pawle, jest ósma trzydzieści rano, mam pełną poczekalnię, może mógłby pan później…
– Ależ nie, rozumie pani, to jest coś niesamowitego, trudno uwierzyć…
– Tak… rzeczywiście trudno uwierzyć, proszę się nie emocjonować, to nie takie proste…
– Sprawdziłem, to proste!
– Panie Pawle, z tym trzeba ostrożnie, to może być różnie… – doktor Anna wycedziła słowa, skinąwszy jednocześnie w stronę pielęgniarki: „K-o-w-a-l-cz-y-k” poruszyła wolno ustami.
– Ale skąd pan wie? Co się stało?
– Pani doktor, zapomniałem wczoraj wziąć insulinę na noc, rano mierzę, i cukier mam 90, normalnie, jak u zdrowego.
– Panie Pawle, niewykluczone, że tak raz mogło się zdarzyć…
– Ale nie, bo ja już po śniadaniu dwie godziny jestem!
– To ciekawe, a ile jednostek wziął pan na śniadanie?
– Chodzi o to, że nic nie wziąłem.
– A dużo pan zjadł?
– Dużo.
„Polifagia!” pomyślała doktor.
– Proszę zmierzyć glikemię jeszcze raz.
– Ale mierzyłem. Ciągle mierzę, mam ten aparacik, co ciągle mierzy.
– Tak? I jest wykres? Jaki jest wykres?
– Prosty. Jest między 80 a 90, przez całą noc. A teraz jest trochę więcej, niecałe 110.
– Aparat jest niedokładny, proszę zmierzyć glukometrem.
– Mierzyłem! To samo.
– Panie Pawle, proszę wziąć insulinę tak, jak przepisałam. Jednostkowy przypadek nie odzwierciedla stanu ogólnego, pana zaniedbanie będzie miało fatalne skutki już za kilka godzin.
– Pani doktor, ale to nie jest pierwszy dzień, że ja insuliny zapomniałem.
– Słucham?
– Zapomniałem wczoraj i przedwczoraj.
– Co pan? To ma pan już kwasicę. Jak z oddawaniem moczu?
– To znaczy…?
– Czy często chodzi pan do ubikacji??
– Czy ja wiem? Nie za często.
„Skrajne odwodnienie” – pomyślała Anna.
– Jest pan w domu? Niech pan nigdzie nie wychodzi. – „Wysyłamy karetkę” szepnęła lekarka do pielęgniarki, „niech dadzą coś silnego na uspokojenie. Adres ten sam.”
– A właśnie miałem wychodzić, na trening. Za miesiąc jest półmaraton… i pomyślałem, że skoro tak dobrze się czuję, to spróbuję.
– Proszę nie wychodzić! Proszę… wstrzymać się jeszcze pół godziny z treningiem, musimy coś sprawdzić! Słyszy mnie pan? Jest pan tam? Proszę się odezwać!

„Proszę się odezwać!”, „proszę się odezwać!” – kołatało, dudniło coraz większym echem, jak w długim, ciemnym korytarzu. Na jego końcu zamajaczył prostokąt, powiększył się, pojawiły się w nim poziome paseczki. Okno. Za oknem lekka czerwień i pomarańcz. Świt. Doktor Anna, diabetolog, otwierała powoli oczy. Leżała na swoim łóżku. Kończyła śnić prześladujący ją od tygodni koszmar. O pacjencie Pawle Kowalczyku, z cukrzycą pierwszego typu, który nagle wyzdrowiał.

Tekst napisany na zamówienie redakcji strony apteline.pl.