Historie II Wojny Światowej działają jak magnes, jeśli zacznie się je poznawać, trudno się oderwać. Serwis Youtube zawiera wiele filmów dokumentalnych z tamtego okresu. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują te, które zawierają oryginalne ujęcia, nakręcone rzeczywiście podczas wojny. To stwierdzenie jest ważne, gdyż w ostatnich latach powstało wiele filmów opartych na animacjach komputerowych. Wyglądają na pewno atrakcyjnie, lecz mają się do rzeczywistości tak, jak rysowany komiks do wykonanej fotografii.
Z kolei wśród filmów dokumentalnych z prawdziwymi ujęciami wyróżnia się jeden niezwykły, który tu załączam.
Zwiera on materiał nakręcony przez niemieckich żołnierzy. Jest zupełnie inny niż tamte. Pewnie dlatego, że nakręcony materiał nie został poddany typowej aranżacji. Nie służy on przekazaniu konkretnego tematu – np. ruchów wojsk, decyzji dowódców, nawet przebiegu wojny. Bohaterem filmu jest sam materiał wideo oraz jego autorzy, którzy wypowiadają się po latach, w dodatku dość szerze i zaskakująco.
Materiał nie posiada zapisanej ścieżki dźwiękowej, a reżyser nie uzupełnił tej ścieżki dźwiękami, które zwykle towarzyszą wojnie – nie ma wybuchów, dźwięków pojazdów i samolotów, marszu wojska itp. Zamiast tego słyszymy wypowiedzi autorów – amatorskich filmowców–żołnierzy, a także, jak się wydaje, jedynie odgłos pracującego projektora.
To zastanawiające, dlaczego ten film jest tak inny i poruszający. Czy zawarte w nim sceny są odmienne od większości filmów dokumentalnych? Na pewno tak. Żołnierze niższego stopnia zwracali uwagę na coś innego, niż pułkownicy czy generałowie. Obserwacje są bardzo bliskie życiu. Lecz drugą kwestią, wpływającą na odbiór, jest brak historycznego komentarza – głosu lektora. Ten komentarz, jeśli jest, zwykle kieruje uwagę widza na sprawy „doniosłe” – idee, zamierzenia dowódców, cele, strategię, politykę, wywiad, kontrwywiad, technologię i tak dalej. A wtedy umyka sprawa przeciętnych ludzi. Ta sprawa zaś objawia się bardzo wyraźnie w filmach nakręconych przez żołnierzy, w dodatku bez dźwięku zaaranżowanego w studiu. Wypływa porażający dla współczesnego człowieka wniosek – pojedynczy, zwykły żołnierz, był nikim, pionkiem, trybem w maszynie, był mięsem armatnim. Takim żołnierzem byłby zapewne każdy z nas.
Jedna ze znaczących scen wygląda następująco – trzech mężczyzn niesie rannego, po polu. Dochodzą do wozu drabiniastego na dużych, drewnianych kołach, kładą go na nim. Wóz odjeżdża, a tuż obok stoi niemiecki czołg (możliwe, że sławetny Tygrys), uszkodzony, martwy. W tej scenie, w prosty, niemy sposób objawia się absurd i koszmar sytuacji, w którą zostali uwikłani ludzie. Cud ówczesnej techniki, opancerzony, wielki, silny, zaopatrzony w paliwo i wszystko co trzeba, przywiózł zdrowych, żywych, sprawnych mężczyzn na pole walki. Lecz cudów techniki zabrakło już, by ich stamtąd zabrać, okaleczonych, zmasakrowanych, zniszczonych fizycznie i psychicznie, ludzkich wraków. Odjeżdżają na prymitywnym drabiniastym wozie, przedzierającym się przez błoto.