Taki będzie finał spektaklu „Żyd”. Na taki finał się zapowiada, bo nie dotarliśmy do prób generalnych, a wiele, jeśli nie wszystko (prawie), może się jeszcze zmienić. To zależy oczywiście od reżysera, od jego stylu pracy. Andrzeja Błażewicza jeszcze nie zdążyliśmy dobrze poznać.
Tego obrazu nie powinno się zdradzać. Powinien być zaskoczeniem dla widzów, gdyż podczas przebiegu spektaklu oświetlenie jest zupełnie inne. Ale i tak będzie zaskoczeniem, gdyż zdjęcie nie oddaje kontekstu, tym bardziej nie oddaje nastroju i jego siły – zdjęcie umieszczone w internecie, oglądane na ekranie, może nawet na malutkim ekranie smartfona, jest piktogramem, znaczkiem pocztowym, któremu nawet trudno się przyjrzeć, gdyby ktoś chciał (mało prawdopodobne). Wobec potencjalnego widza może jednak spełnić rolę „przynęty”. Ale w samym spektaklu to, co zobaczy widz, będzie monumentalne, niezwykłe, trudno będzie się oprzeć i nie westchnąć „wow!”. Scena sprawia wrażenie objawienia ukrytego do tej pory wnętrza, dotarcia do głębszej warstwy rzeczywistości, z której na co dzień nie zdajemy sobie sprawy.
Na fotografii są postacie, które w trakcie całego spektaklu znajdują się na pierwszym planie. Lecz tu, na finale, stają się ledwie konturami, przytłoczonymi przez ogrom szczegółów, które do tej pory istniały, ale w tle, jak uśpione; bagatelizowaliśmy je, nie zdawaliśmy sobie z nich sprawy. Świetny zabieg dokonany wyłącznie światłem – odwrócenie wartości, przekwalifikowanie znaczeń. Na finale, wreszcie, zobaczymy rzeczywistość jaka jest naprawdę – takie można odnieść wrażenie.
Mimo woli przypominam sobie finał spektaklu Gombrowicza „Kosmos” w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, granego na scenie Bagateli. Cała akcja działa się na pochyłej płaszczyźnie zbudowanej z desek, między którymi pozostawiono szczeliny. Tych szczelin nie byliśmy świadomi, dopóki na finale nie zapaliły się światła umieszczone pod sceną. Przeraźliwe, jasne i wąskie promienie przecinały w górę ciemną już przestrzeń, przy narastającym, basowym buczeniu głośników. Była to odpowiedź, wyjaśnienie niewytłumaczalnych zjawisk podczas spektaklu; siła pochodząca z wnętrza rzeczywistości, która popycha ten świat, której jesteśmy poddani, nie potrafimy jej poznać, nazwać, opanować.