Zainteresował mnie tekst z głównej strony TokFM pt. „Prof. Płatek: Z kobiety bez skrępowania robi się kontener. To zadziwiające lekceważenie w ustach posłanki„. Kliknąłem i zobaczyłem dwa zdjecia kobiet. Zorientowałem się, że tekst przekłada opinię prof. Moniki Płatek nad twierdzenia Małgorzaty Gosiewskiej, posłanki PiS.
Rzuciłem okiem na zdjęcia. I tu wybaczcie mi, ponieważ polityka i wygląd politycznych osobistosci nie jest moją mocną stroną… W pierwszym momencie wydawało mi się, że gładkie zdjęcie kobiety o rezolutnej twarzy przedstawia prof. Monikę Płatek. Natomiast nieostry, wyszarzały, zbyt ciemny kadr, na którym widać nieładne ziarno i cyfrowe artefakty, z pewnością, według mojego pierwszego odruchu, zawiera posłankę PiS.
W drugim odruchu sprawdziłem podpisy pod zdjęciem (co robi już niewielu internautów), a nawet wpisałem w przeglądarce grafik nazwisko pani profesor, aby zobaczyć ją od całkiem przyjemnej strony na innych zdjęciach.
Tak oto na sobie sprawdziłem twierdzenie, że jesteśmy społeczeństwem obrazkowym. Dążność tekstu oraz tendencja załączonych zdjęć przeczą sobie nawzajem. Nie jest to zarzut, bo rozumiem, że redakcja strony internetowej załącza takie zdjęcia, jakie ma pod ręką. Ale rodzi się refleksja, że trzeba być bardzo starannym formułując przekaz medialny. Jak bardzo jesteśmy wewnętrznie uzależnieni od konwenansów i przyjętej ogólnie formy. Bo niewielu z nas czyta teksty, a jeszcze mniej osób je rozumie. Rzucamy okiem i zapamiętujemy to, co widać.
Patrząc z trzeciej strony – i tak nie liczy się rzeczywistość, ale mit. Media zajmują się tworzeniem i operowaniem mitami. A w nich – czy jest ważne, jak rzeczywiście wygląda prof. Monika Płatek, a jak Małgorzata Gosiewska? Tak więc, w ogólności, zupełnie nie szkodzi, że wziąłem posłankę Małgorzatę Gosiewską za prof. Monikę Płatek i odwrotnie. Zasugerowany treścią artykułu i moim oczekiwaniem, aby zgadzała sie ona z wyrazem załączonych zdjęć.