Prawo czy rozsądek…?

Uczciwość naiwna

Historia studentów, którzy chcieli roznosić ulotki, a teraz mają płacić wielotysięczne odszkodowania, przeraziła mnie. Ale przeraziło również coś innego – opinia ministra Ćwiękalskiego, że kuriozalna umowa została zawarta i na to nie ma rady. Że „on sam by takiem umowy nie podpisał”. No tak, ale Pan jest Profesorem, był Pan Ministrem Sprawiedliwości. A tu znaleźli się tacy, sami sobie winni oczywiście, którzy nie czytają umowy. Nie czytają? A może czytają, ale nie są w stanie jej zrozumieć. Albo są w stanie zrozumieć, ale nie są w stanie wyobrazić sobie wszystkich konsekwencji prawnych. A może wierzą w uczciwość człowieka, który siedzi po drugiej stronie?

Wczoraj czytałem regulamin promocji abonamentu komórkowego – cztery strony drobnym druczkiem. Przysięgam – nie jestem w stanie go w całości zrozumieć, a przecież muszę go zaakceptować, chcąc mieć telefon komórkowy. Czy wierzyć w uczciwość dziś to już porażka, głupota, naiwność…?

Chyba tak. Bo coraz bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że to paragrafy zapewnią nam lepszą przyszłość. O takiej wierze świadczy ciągła tendencja do uszczegółowiania prawa. Wierzymy, że jeśli będziemy w stanie opisać każdy przypadek, uwzględnić każdą sytuację, to wreszcie będzie sprawiedliwie.

fot. Piotr Kubic

Prawo zamiast myślenia

Wystarczy popatrzeć na polskie drogi (nazywam je laboratorium prawa). Kierowcy są coraz bardziej „prowadzeni za rączkę” – mnóstwo znaków pionowych, poziomych i świetlnych co krok określaja co powinni robić, czego nie robić. Wzrasta ilość miejsc, szczególnie w miastach, w których kierowca, by przeczytać wszystkie ustawione znaki, musiałby prawie w ogóle nie patrzyć na jezdnię, albo zwolnić i zatamować ruch, zająwszy się studiowaniem.

Po przekroczeniu pewnej ilości zakazów otrzymuje się efekt odwrotny – zamiast uzyskiwać poprawę otrzymujemy sukcesywne pogorszenie sytuacji. Jest tak, ponieważ w pewnym momencie przestajemy ogarniać przepisy. Tym mniej je ogarniamy, im jest ich więcej, im bardziej stoją w konflikcie z codzienością, im są mniej przemyślane. Wielość przepisów sprawia też, że częściej przeczą sobie nawzajem. W efekcie wyłączamy własne myślenie, stajemy się bezrefleksyjni. W ruchu drogowym oznacza to np. jazdę „na pamięć”, bo w mnogości znaków trudno zauważyć, że jakiś znak uległ zmianie. Zaś policjanci w ustawionym nieopodal radiowozie zawsze będą mieli okazję, by nas ukarać.

Wiara, że paragrafy zapewnią nam lepszą przyszłość, jest złudna. Mówiąc wprost – jest bzdurą. Prawo pisane zawsze zostanie protezą, czymś zastępczym, pomocniczym. Ale zastępczym względem czego? Czy nie próbujemy właśnie uczynić go jedyną obowiązującą, liczącą się zasadą, w miejsce tej, która tak naprawdę obowiązuje? To niedobrze wróży.

Uczucia trudno paragrafować

Zabrakło uczuć temu, kto studentom podawał te umowy. Nie, nie zabrakło uczuć, on tylko miał te uczucia zbytnio skierowane ku sobie. To również część tego, co nazywamy „moralnością”. Tej cechy nie da się zapisać w przepisach, tu jest problem. W jej przypadku widać, jak wielkim uproszczeniem, jak toporne i prymitywne jest prawo, wobec wszystkich uczuć i myśli, które żyją w nas: strachu, bólu, poczucia niskiej wartości, złości, ale i empatii oraz zrozumienia. Komplikując prawo brniemy w ślepą uliczkę.

Dlatego prawo trzeba koniecznie upraszczać. Ogrom przepisów zalewa nas, nawet nie zajemy sobie sprawy ile wykroczeń popełniamy np. w drodze do pracy. Ile przepisów jest martwych, bądź czeka na to, by ich użyć „w razie potrzeby”? Prawo paraliżuje sądy, wiąże ręce stróżom prawa. Czy to nie jest wstarczający sygnał do tego, by „spasować”? Bo świetnie w gąszczu przepisów radzą sobie drobni oszuści, naciągacze jak i grubego kalibru zbrodniarze, gdyż wiedzą, że im więcej paragrafów, tym więcej możliwości ich ominięcia.

Sędzia autorytet?

Jednak z uproszczenia prawa wynika jedna konsekwencja – sąd będzie musiał częściej rozstrzygać na podstawie własnego doświadczenia i sumienia. Czy jest na to przygotowany, czy czuje społeczne poparcie? Czy chce się podjąć ciężaru decydowania o ludzkich losach i ponosić tego konsekwencje? Sumienie i moralność to wynik długiego, odpowiedzialnego procesu wychowania i zbierania doświadczeń, czegoś o wiele subtelniejszego niż żelazna logika legislacyjna. Kto ma stymulować to wychowanie? Rodzic? Kapłan? Nauczyciel? Sędzia? Kurator? Policjant? Dziś trudno mieć do tych postaci zaufanie.

Podcinamy więc gałąź, na której siedzimy.