Chciałbym zrobić jedno zdjęcie, które poruszy, które zostanie w pamięci, które coś zmieni w mechanizmach czyjejś duszy. Czytam biografię Roberta Cappy… A jednocześnie mam wrażenie, że to niemożliwe. Wszystko, co było można, zostało już sfotografowane i pokazane. Zadna okropność, żadne piękno, żadne drgnienie serca w obrazie nie jest już czymś szczególnym. Tak, można tworzyć światy z obrazów, ale to pozostaje w jakiejś wysublimowanej kategorii, która nie jest w stanie dotrzeć do zwykłego człowieka… Bo on już został znieczulony nawałem obrazów, już jest wybredny wybrednością nie wiadomo jaką, nie do przełamania…
Pracując w teatrze widzę, jak często ogrom najszczerszych ludzkich chęci i działań nie znajduje odzwierciedlenia w reakcji widzów… Mam szczęście pracować w takim miejscu i widzieć to, ponieważ mnie samego już to nie dziwi. Twórca jest po prostu na to skazany. I nie chodzi tu o to, że „prawdziwych, wielkich twórców jest mało”. Chodzi o to, że nie wiadomo jakimi drogami chodzi tzw. „prawdziwy sukces artystyczny”. I oczywiście – pod znakiem zapytanie stoi tu przede wszystkim słowo „prawdziwy”… 🙂 Dobrego dnia!