Fascynują urzekające zdjęcia zachodów słońca, zielonych parków, kolorowej jesieni, kwiatów. Fotografie uśmiechniętych dzieci, dziewcząt, pięknie wyrzeźbionych twarzy staruszków. Zdjęcia mknących, lśniących samochodów, produktów w katalogach i reklamach, zatopionych w kunsztownie wypracowanym świetle.
Fascynują – wzbudzają najlepsze emocje i jednocześnie chęć tworzenia. „Czy ja też tak potrafię?” Kupujesz sprzęt, podglądasz lepszych od Ciebie, zgłębiasz warsztat. I coś zaczyna w końcu wychodzić. Wreszcie – umiesz robić właśnie takie urzekające zdjęcia – zachodów słońca, kolorowej jesieni, uśmiechniętych dzieci…
Zaczynasz się zastanawiać. Czy moje fotografie mają być takie jak setki, tysiące zdjęć umieszczonych już dawno na fotograficznych forach internetowych, agencjach fotograficznych i stockach zdjęć do pobrania…? Czy na tym kończy się fotografowanie? Czy można coś więcej?
Można. Trzeba wrócić do początku – do patrzenia. Czyli do jednego z najbardziej przyjemnych i jednocześnie – pierwotnych ludzkich zajęć 😉 Dopiero patrząc można mieć nadzieję, że dostrzeże się cokolwiek. A najlepiej – coś, czego nikt jeszcze nie zobaczył. Bo o ile wszyscy patrzą w zasadzie tak samo, to każdy może dostrzec coś innego. W tym tkwi nadzieja na niezwykłość, unikalność naszych fotografii.
To pierwszy wpis na tym blogu i jednocześnie – manifest. Fotografowie – nie rezygnujcie z patrzenia! Prostym, niemal dziecięcym wzrokiem, bez uprzedzeń, szkodliwych okularów. Idźcie za tym, co zobaczycie, szczególnie, kiedy prowadzi to w stronę przeciwną niż wszyscy.
Fotografia to domena ludzi dojrzałych (cytat: Zbigniew Łagocki). Spostrzeganie wynika z wiedzy o świecie i przeżytych doświadczeń. Dlatego nie będzie tu o tym, jaki aparat czy obiektyw kupić, nie będzie fascynacji sprzętem. Będzie o tym, co czasem może wydawać się zupełnie z fotografią nie związane…
(Zainspirowane Tomaszem Tomaszewskim)