Krytyka sztuki

W Fotografii nr 33/2010 znalazłem artykuł Witolda Kanickiego pt. „Zmierzch Pałacu Krzysztofa Zielińskiego”. W tego typu tekstach, czyli w tekstach krytycznych w ogólności, zniechęca mnie zasadniczy kontrast pomiędzy dziełem a tekstem krytycznym. Zamieszczonych kilka zdjęć Krzysztofa Zielińskiego z serii Pałac objawia znaną już nam, subtelną, lecz o szczególnej sile, poetykę obrazu. Tej poetyki, która dla mnie jest najważniejszą cechą fotografii Zielińskiego, brak w tekście. Doszedłszy do akapitu, w którym zaczyna się rozpatrywanie „teoretycznej koncepcji ruin”, przerwałem czytanie zastanawiając się, czy przypadkiem tu czegoś nie rozumiem.

Te rozmyślania znów wiodą mnie do stwierdzenia, że artysta i krytyk stoją na dwóch przeciwstawnych biegunach, i że jeśli już ktoś próbuje je łączyć, to w danym momencie nie może być jednocześnie i jednym i drugim. Ciekawe, że opisy wystaw, jak np. te na Polskim Portalu Kultury, bardzo rzadko są w stanie mnie zachęcić do ich obejrzenia. Jak na przykład tutaj, gdy tekst rozpoczyna się rzucanymi ex cathedra, z niebywałą łatwością stwierdzeniami, do których ich twórcy dochodzili może i przez całe życie.

Zadziwiające, że tekst krytyczny tak niewiele jest w stanie powiedzieć o dziele, które próbuje analizować, a często – im bardziej analizuje, tym bardziej się od niego oddala, a nawet spłaszcza i trywializuje.

Czyżby krytyk, na zawsze skazany na tę ułomność krytyki, że pozostanie ona pomniejszą towarzyszką twórczości, próbując jednak przeciwdziałać temu stygmatowi, popełnia ten podstawowy i dyskwalifikujący go błąd. Bo twórczość to nie intelektualizm, lecz eksplozja emocji dla której intelektualizm może być tylko instrumentem ich ujścia.

2 przemyślenia nt. „Krytyka sztuki


  1. Witam!

    Serdecznie dziękuję za długi komentarz. Panie Witoldzie (mam nadzieję, że nie będzie mi Pan miał za złe zwrócenie się po imieniu), bardzo proszę nie odczuwać przykrości. Pana język dobrze mi się czyta, to nie jest kwestia hermetyczności czy niezrozumiałości. Blog jest tworem wybitnie subiektywnym i sam nie zakładam obiektywizmu.

    To ja po prostu muszę się pogodzić z tym, że zjawisko krytyki sztuki tak rzadko pomaga mi w inspiracji. Kiedyś uważałem, że aby tworzyć, należy bezwarunkowo zapoznać się z tym, co o danej dziedzinie piszą znawcy. Ponieważ jestem przede wszystkim samoukiem, który sam odkrywa i dochodzi do rzeczy badając je na własnej skórze, przeszedłem z pewnymi rozczarowaniami przez niektóre etapy rozwoju 😉 I echa tego niestety odzywają się czasem.

    Jeszcze raz dziękuję za komentarz, przeczytam do końca Pański tekst. Jeśli chodzi o mój tekst o poetyce obrazu Krzysztofa Zielińskiego – problem w tym, że czuję, że taki tekst musiałby być w dużym sensie poetycki. Inaczej – to jak rozbieranie kwiatu na elementy składowe – płatki, łodyżkę, pręciki itd. – które niszczy sam kwiat. Porażka krytyki już na samym wstępie wynika z tego, że próbuje opowiadać o dziele językiem innym, niż samo dzieło. Po cóż konwertować poetykę obrazu na poetykę słowa… Obraz właśnie jest obrazem dlatego, że tylko przez obraz może oddać to, co oddaje. Pozdrawiam serdecznie!


  2. Witam,
    jakoś zawsze gdy czytam posty tego typu trochę mi przykro, że ktoś nie rozumie, , zniechęca się i zwłaszcza, że język, którym się posługuję wydaje się zbyt hermetyczny, a tekst skierowany do wąskiego grona.
    Po 11 latach studiów humanistycznych cały czas staram się pracować nad sobą, ażeby – jak niektórzy – pisać łatwo i ciekawie o rzeczach trudnych. Wciąż nie potrafię jak się okazuje. Może musiałbym pisać o czymś, o czym nie mam żadnego pojęcia, wtedy byłoby mi łatwiej pisać i przystępniej, ale bynajmniej teksty z o.pl nie są dla mnie żadnym wyznacznikiem dobrej krytyki – tak pisać nie chcę i nie będę nigdy…
    Rzeczywiście jest tak, że krytyka sztuki i sztuka idą osobnymi torami, co zresztą jest już wpisane w nowoczesną humanistykę. Dlatego też tekst krytyczny podpisuję swoim nazwiskiem a nie nazwiskiem Zielińskiego (który zresztą tekst czytał przed opublikowaniem). To samo dotyczy odbioru, który aktywizuje różne płaszczyzny wrażliwości danego odbiorcy – jednego zainteresuje to, innego tamto; jeden ma oczekiwania proste, drugi oczekuje trudniejszych rozważań; jeden czyta Sontag, a inni np. Rosallind Krauss, Goeffreya Batchena (którzy pewnie nie przypadli by Panu do gustu). Zawsze podkreślam, że siłą kwartalnika jest różnorodność, a jeśli kogoś nie interesuje jeden tekst, to może zaciekawi go inny, lub przynajmniej zdjęcia…
    Szkoda…
    w.k.
    ps. z miłą chęcią przeczytam Pana kilkustronicowy tekst o poetyce obrazu w cyklu „Pałac” Zielińskiego.

Możliwość komentowania jest wyłączona.