Spoko spoko. Stał się cud, to prawda, ale na razie zaobserwowałem go „lokalnie”, więc nie cieszę się za bardzo.
Na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, które pokonuję z domu do pracy, zauważyłem na drodze zaskakujące zmiany. Gdyż w ciągu ostatnich lat liczba ograniczeń sukcesywnie i nieodwołalnie rosła. Poszerzały się „tereny zabudowane”, wzrastała liczba znaków z czerwoną obwódką i cyferkami w środku (a liczby na nich nieubłagalnie malały). Kiedy więc dwa tygodnie temu zobaczyłem, że wzdłuż drogi stoją nowe słupki, w nowych miejscach, spodziewałem się nałożenia na kierowców nowych wędzideł, i kolejnego ściągnięcia cugli.
Lecz nie! Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale zdaje się, że ktoś rozsądny solidnie przeanalizował drogę, jej każde sto metrów. Teraz można jechać szybciej, a ograniczenia koncentrują się na miejscach naprawdę niebezpiecznych. „Miśki” będą musiały poszukać nowych miejsc do „suszenia”, wiele z tych, w których stawali regularnie, jest teraz nieaktualnych.
Jakże chciałbym, żeby podobny mechanizm dotknął wiele innych dziedzin naszego polskiego życia 🙂