Temat kar fizycznych wobec dzieci nie został w społeczeństwie rozstrzygnięty. Choć zwolennicy Temat kar fizycznych wobec dzieci nie został w społeczeństwie rozstrzygnięty. Choć zwolennicy klapsów powinni się już zorientować, że są na przegranej pozycji i dać spokój. Ale nie dają.
Trafiłem niedawno na następujący tekst, który przeciwstawia dwa punkty widzenia. Jeden został zaczerpnięty z wypowiedzi zwolenników paska. Drugi prezentuje autorka tekstu dowodząc, że kary fizyczne mają wyłącznie negatywny skutek.
Tekst przeczytałem bez zdziwienia czy odruchów polemicznych. Zastanawiający jest jednak opór wielu rodziców przed powstrzymaniem się od klapsów. Skąd się on bierze? Czy tylko z nieopanowania emocji, albo z wiary w dobre działanie paska i silnej ręki?
Podejrzewam, że kryje się tu problem, do którego mało kto się przyznaje. Dorośli często nie wiedzą, jak skutecznie wpływać na dzieci, nie stosując przemocy. Pozbawieni metody „ja ci pokarzę siłą, że jestem górą” czują się najzwyczajniej bezradni wobec dzieciarni. Nie wyobrażają sobie, jak mogliby skutecznie pokierować dzieckiem, nie mając w zanadrzu tego „ostatecznego rozwiązania”. Dlatego argumentują, że bez użycia siły wychować się nie da.
Jeśli moje podejrzenie jest słuszne, prowadzi do następującego wniosku – krzewiciele nieklapsowania działają połowicznie. Nie wystarczy taki artykuł jak ten, w którym udowadnia się, że bić nie należy. Trzeba napisać co najmniej tak samo długi tekst o tym, co i jak robić w zamian. To za mało rzucić zdanie, że „z dzieckiem trzeba rozmawiać”, bo zwolennicy klapsów zdaje się nie wierzą w moc rozmowy, a to chyba dlatego, że nie za bardzo umieją rozmawiać.
Ha, łatwo się mówi – sztuka rozmowy, negocjacji, perswazji, ustalania zasad i konsekwentnego ich egzekwowania, a wszystko w przyjaznej atmosferze. Jakie to byłoby piękne. Wydaje się, że istnieje ogromna potrzeba pokazywania, jak należałoby to robić. Ale kto miałby społeczeństwu pokazywać?