Był słoneczny ranek, kończyła się zima, jasny dzień zapowiadał nadejście kolejnych, coraz jaśniejszych, aż do wiosny. Leżeli obok siebie, ciepłe światło słońca przenikało zza okna. Czas zdawał się nie płynąć, żadnych zobowiązań, spraw do załatwienia, żadnych konieczności czy presji. Na razie.
– Ile chciałabyś mieć dzieci? – zapytał.
„Dziwne, że to on zapytał.” – pomyślała – „faceci raczej nie myślą o tych sprawach. A on o tym myśli. Czy to dobrze? Może nie chce mieć dzieci?”
– A ty? Ja miałam brata, było nas dwoje.
– Ja też miałem brata. A po drugiej stronie domu mieszkali kuzyni i bawiliśmy się razem. Było nas czterech chłopaków, żyliśmy prawie jak rodzeństwo. Graliśmy razem w piłkę, jeździliśmy rowerami, szaleliśmy w domu.
– Czy w ten sposób dajesz mi do zrozumienia, że chciałbyś, żebyśmy mieli dzieci?
– Raczej tak.
– Raczej?
– No wiesz, czy czegoś w życiu można być pewnym?
– No „raczej” nawet trzeba.
– Ale nigdy nie wiesz, co z twoich planów wyjdzie.
– Ale jakieś plany musisz mieć.
– No tak, dobrze byłoby.
– Więc jak? Jakie są twoje plany?
– Co byś powiedziała na czwórkę?
– Aha…
Płynął czas, mijały lata. Ona czasem wracała myślami do tamtej rozmowy, w której niepokojącym dźwiękiem brzmiało słowo: „czwórka”. On nie myślał o tym w ogóle. Wyjeżdżał rano do pracy, wracał nocą. Wydawało mu się ciągle, że jeszcze nie teraz, że trzeba poczekać.
– Ile masz lat? – zapytała go w końcu.
– Co za pytanie? Do moich urodzin jeszcze daleko – odparł.
– Nie chodzi o urodziny, ale o to, kiedy chcesz mieć te dzieci.
– Aaa, dzieci… Chyba jeszcze nie teraz.
– Chyba? To kiedy? Pod pięćdziesiątkę? I to z twoją cukrzycą?
[he he to ostatnie zdanie możesz skasować]
Przekonała go. Nawet nie musieli długo się starać, poszło łatwo i szybko, chyba nawet za pierwszym razem. Ona nie miała odwagi spojrzeć na pasek testowy, za to on zerknął ochoczo.
– Trafione!
Uściskał dziewczynę i pobiegł do pracy.
Po dwóch miesiącach na ekranie USG zobaczyli pojedynczy zarodek. Tak przynajmniej twierdził lekarz. Ona odetchnęła z ulgą, on się zamyślił. Mogły być przynajmniej dwa naraz, ale trudno, jest jakiś początek. Dowiedział się wcześniej, że szansa na czworaczki określa reguła Hellina, i wynosi raz na 614 125 porodów. Trudno więc mieć pretensje do kogokolwiek. Ale bliźnięta mogłyby się trafić, bo to jak 1 do 85…
Z kolejnym maleństwem nie był łatwo. Mijały miesiące, przeszła wiosna i lato. Jesienią wszystkich dopada apatia, może dlatego…?. A jednak! Chłopak przyszedł na świat w tym samym miesiącu, co starsza o trzy lata córka, tylko dwa dni wcześniej. Urodziny będzie można robić razem! Dzieciak był duży, silny, rozwrzeszczany, matka miała problem się od niego uwolnić, więc lekarze pomogli zdecydowanym cięciem.
„Dobrze idzie” – pomyślał ojciec i powiedział do matki:
– To kiedy następne?
– Zwariowałeś? – jęknęła słabym głosem – przecież muszę dojść do siebie. A potem, jak to będzie? Zostawisz mnie z trójką i pobiegniesz do pracy?
– Docelowo z czwórką. Zapytam lekarza.
„Boję się, temu facetowi marzenia się spełniają, niestety” – pomyślała ona.
– Proszę pana – powiedział lekarz – to druga cesarka w ciągu trzech lat. Teraz trzeba odczekać. Potem i tak jest ryzyko. Kolejne dzieci mają tendencję do zwiększania wagi, a chłopak był naprawdę duży. Następny może zagrozić matce. Proszę pomyśleć o pozostaniu na dwójce…
– …? Szkoda…
„Można jeszcze adoptować dziecko, ale do tego potrzebne są odpowiednie warunki domowe i materialne…” – pomyślał ojciec – „czyli praca, muszę więcej pracować”. I pobiegł…
Ta historia jeszcze się nie skończyła i mimo szczegółów humorystycznych, oparta jest na faktach. Dopóki siły rodzicielskie trwają, wszystko może się zdarzyć.
Tekst Czwórka w jego marzeniach opublikowany został w magazynie „W czepku urodzone” nr 10 z 2018 roku.