Starganie losu polskiego

O wpół do dziewiątej zeszła mgła. A może wzeszła. Nie wiemy, gdyż nikt nie wyglądał akurat przez okno i nie zanotowaliśmy momentu wejścia (zejścia). Jednakowoż mgła pozostaje jednym z nielicznych obiektów, który warto, tak naprawdę, w ostatnich czasach wymieniać. Może jeszcze brzozę, tę za naszym oknem, która nurza się we mgle. Są sobie podobne, obie białawe.

„Duch Boży unaszał się ponad wodami”, mówi drugie zdanie Pisma Świętego, w przekładzie z siedemnastego wieku. „Unaszał się” podobnie jak ta mgła dzisiejszej nocy, a jeśli „wodami” ma oznaczać tlenek wodoru, to mgła była towarzyszką owego Ducha. Czyli dziś, sięgając wzrokiem za okno, spotykam pradawnego druha tej siły, która stworzyła świat i mnie stworzyła.

Dlatego mgła wydaje mi się tak bliska. Gdyby zatem mogła coś nam poradzić, podpowiedzieć w naszej sytuacji, widziała przecież, jak z pustkowia powstawał świat, tak obstawiony teraz dziełami ludzkiej kreacji (na przykład partiami politycznymi). Droga Mgło, może już czas zasłonić mównice, trybuny, kamery i flesze, a potem zacząć wszystko od początku. Jeszcze raz. Może będzie lepiej. Nie? Jeszcze nie teraz? Poczekamy, aż skoczą sobie do gardeł?

 

Ryszard Kapuściński, Warszawa 1982 rok (Lapidaria I-III):

Starganie losu polskiego: co kilka lat nowy etap, nowa scena, nowy układ. Żadnej ciągłości. To, co przychodzi, nie wynika z tego, co było. Co było wczoraj, dziś jest zwalczane albo straciło znaczenie, już się nie liczy. Nic się nie sumuje, niczego nie można zgromadzić, niczego uformować. Wszystko zaczynaj od początku, od pierwszej cegły, od pierwszej bruzdy. Co zbudowałeś – będzie porzucone, co wzeszło – uschnie. Dlatego budują bez przekonania, na niby. Tylko irracjonalne jest trwałe – mity, legendy, złudzenia, tylko to jest osadzone.

Ryszard Kapuściński, zdaje się też komuch.

tafla fot. Piotr Kubic