Tomuś
Tomuś, kolega ze studiów, opowiada, a w tym opowiadaniu główną rolę gra kobieta.
Tomuś, kolega ze studiów, opowiada, a w tym opowiadaniu główną rolę gra kobieta.
Agregat milczy po drugiej stronie ulicy. Nic nie szumi, nie buczy za oknem, jest bardzo cicho. Pewnie też dlatego, że spadł śnieg. Śnieg wycisza, tak powiedział kiedyś tata. Albo raczej mama, bo z tatą nie rozmawiał tak często. Albo jednak tata, bo kiedy już coś powiedział, to brzmiało właśnie tak zdecydowanie, definitywnie. Chociaż mama, w… Czytaj dalej Galaktyka po drugiej stronie ulicy
Opowiadanie z życia wzięte, o kłopotach, z jakimi spotykają się firmy, instytucje i pracownicy, funkcjonujący w systemie przetargowym.
Dziś jest niezwykły dzień w przedsiębiorstwie. Ale niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Pracownicy przyszli do pracy tak, jak co dzień, i wyjdą tak, jak wczoraj i przedwczoraj, jutro i pojutrze. Większość nie zauważy zrazu żadnej zmiany. Tyle tylko, że jutro przejdzie korytarzami, zaglądając nieśmiało do pokojów i sal, niewielka delegacja, zapoznająca się z „topografią… Czytaj dalej Niezwykły dzień w przedsiębiorstwie
Krótkie opowiadanie o dwóch osobach, które połączyła zapisana kartka papieru.
Przez sen dotarł do niego bodziec. Coś dotknęło jego ramienia. Znał to wrażenie. To nie pierwszy raz, to nie dziwne. Drobne, delikatne palce. Będące częścią małej, zgrabnej dłoni. Wślizgiwały się, dotarły do ramienia, między poduszką a policzkiem. Jego policzkiem. Znał tę dłoń i te palce. Był zatem spokojny. „Jaka zgrabna dłoń” – pomyślał, jak myślał… Czytaj dalej Zgrabna dłoń na ramieniu
Ta sama klatka schodowa, w dziesięciopiętrowym bloku. Nie taka sama, odnowiona, zdaje się. Ale windy są te same i takie same. Poprzypalane papierosami przyciski pięter…? Blachą pokryte ścianki. Tutaj, na piątym piętrze, dziewiętnaście i pół roku temu, stanęliśmy za załomem, Daniel i ja. Był grudzień, na zewnątrz nie przymarznięty śnieg, lekka bryja. Wcześniej, w domu… Czytaj dalej Dziewiętnaście i pół roku temu
Jesień! Ona, skryta, nadchodzi już teraz, niepozornie, nieopatrznie. Tak naprawdę z każdym dniem staczamy się nieuchronnie w chłód, coraz krótsze dni, martwotę, która nadejdzie, nieodwołalnie.
Dziś w nocy błyski podświetlały krajobraz z tamtej strony. Na ich tle majaczyły czarne, obłe kontury drzew. Jaśniało niebo tam, dalej, poprzez warstwy biało świecących chmur. Między rozbłyskami, kryjąc się w ciemności, przeciskał się autobus, w stronę miasteczka. Pochylona, zmęczona sylwetka niemodnej już karoserii. To przedostatni kurs. Ostatni wyjedzie z metropolii za dwie minuty. Możliwe,… Czytaj dalej Przedostatni autobus
Tuż przed północą zerwał się zachodni wiatr. Pędził rozległymi polami na długich pagórkach, wdarł się w wąską dolinę u zbiegu dwóch wzniesień, która wyglądała jak wyżłobiona wielkim ostrzem dociśniętym od strony nieba. Zabrał stamtąd lepki zapach wilgoci, poniósł w górę, w szpaler nagich jesionów, wyznaczających drogę w stronę osiedla. Dotarłszy do pierwszej linii zabudowań zwolnił,… Czytaj dalej Tuż przed północą